Nie.
Nie znosze techno i jego odmian (tak jakby mogły być jakieś realne odmiany napierdalania młotkiem), dla mnie to jest gówno a nie muzyka. Dodam, że ja na METRONOMIE na kompie robię bity, które z powodzeniem można zapuszczać w klubach. I robię je dla funu w 30 sekund. Więc coś co laik robi w 30 sekund dla jaj nie wymaga żadnej umiejętności i skilla, żadnego wyczucia rytmu bo wszystko robi maszyna, melodie są monofoniczne, na jedno tupnięcie, a co gorsza, tempo 95% techniaw jest IDEN-KURWA-TYCZNE i napierdala kolo 80-90 na minute. W tym nie ma duszy.
Niespecjalnie lubię rapy, z podobnych powodów. Wiem, że są rapy i rapy i są Wilki mówiące o JP i jest OSTR. Ale ogólnie w większości rapów, i polskich i hamerykańskich jest słaby bit. Co do flowu raperów, cóż, dla mnie samo rapowanie to taki upośledzony śpiew bo ma więcej wspólnego z mówieniem i też w moim odczuciu wymaga mniejszych umiejętności bo nie wymaga modulacji głosu, trafiania w dźwięki, żadnych growli, squili, screamo, tenorów, altów, vibrato, dwugłosów, no nie ma w tym prawie nic. Rapy są dobre o tyle, że dobrze przemawiają do słuchacza, łatwo przekazać to co się ma do powiedzenia (jak się ma oczywiście). Niektórzy raperzy na szczęście pamiętają o czymś takim jak PRZESŁANIE i DOBRY TEKST (ukłon do Piboya :) )
NIE KOMENTUJE nawet chujowej muzyki która jest propagowana przez radio i MTV i inne chujowe VIVY (nie oglądam tv ogólnie). Wszystkie Justiny Biebery, Keeshe, Rihanny, Katie jakieśtam, wszystkie te jebane czarne Akony, Seale, Kanye, Snoopy i inne badziewia mnie mierzą. Nie uważam tego gówna nawet za muzykę. To już Bill Hicks mówił w 1992 roku, a wtedy muzyka była na 3 razy lepszym poziomie niż teraz, że dążymy do zeszmacenia. Muzyka jest coraz gorsza, ogłupia nas. Zaczyna się od Good Charlotte i MC Hammera, który JEST GÓWNEM, a teraz po 20 latach JEST KLASYKIEM, a kończymy na Keeshy i Gadze, które są niewarte komentarza. Jeszcze 20 lat temu artyści ćpali by mieć inspiracje, najlepsze kawałki wymyślali najebani heroiną, nażarci grzybami, spaleni kilogramami zioła. Wtedy powstawały Stairway to Heaven, Another Brick in the Wall, Bohemian Rhapsody i dobrze, bo przynajmniej tworzyli muzyke z serca, coś nią przekazywali, zarówno sam przekaz jak i gigantyczne emocje. Teraz muzyka to gówno. Zarówno od strony czysto muzycznej (czy ktoś wie co to znaczy dynamika muzyczna? raczej nie, bo od 20 lat nie widzi się jej w mainstreamie), przekazowej (rara, o lala - co to kurwa jest; parasolka olka olka o o o - a to?) jak i emocjonalnej (emocji pod tytulem: mam ochote pokręcić dupą, sorry, ale nie liczę). Jeśli za 20 lat Rihanna będzie klasykiem to ja uciekam na Vunuatu.
Następnie: nie znosze tak zwanego (przeze mnie) shit metalu. Czyli po prostu napieprzania 5 powerchordów na krzyż, perkusja po prostu daje tempo, bas jedzie za gitarą, a wokalista myśli, że metal osiąga się wtedy gdy się pseudogrowluje i drze ryj o śmierci. To nie jest metal - wybijcie sobie to z głowy i nie porównujcie tego do Iron Maiden czy w ogóle do Toola.
Nie lubie ogniskowych piosenek, szantów itp. Powód: są zbyt proste. Kumpel ma książeczkę 97 szantów, w całej książeczce występuje 5 (słownie pięć) akordów, a w żadnym kawałku nie ma więcej niż 3. Aczkolwiek na ogniskach mają spoko klimat, i zawsze te 3 razy w roku można pośpiewać o szumiących kniejach.
To tyle w SKRÓCIE. Te zespoły, które powypisywałem to też te najczęściej słuchane, bo wiadomo, że czasem łapię fazę i słucham czegoś innego cały dzień, a nie będę wypisywał zespołu, którego słucham dla dwóch kawałków.
Elo
|