Witojcie,
kolejny odcinek z serii "Ace uczy historii".
Dzisiaj historia Japończyka o imieniu Ryoichi Sasakawa.
Najpierw podsumowanie w democie:
http://demotywatory.pl/2009873/SamozaparcieAha, już widzicie na co się zbiera. No więc teraz info o tym panie.
Angielska wikipedia pisze (skrócę):
Ryoichi Sasakawa - urodzony w 1899, japoński filantrop, biznesmen i polityk. Po II wojnie oskarżony o zbrodnie wojenne.
No więc przypadkowo natrafiłem na jego historię w nieco bardziej rzeczowych źródłach i wyglądało to tak:
W latach 30. gdy w Japonii totalitarny reżim miał się świetnie, pan Sasakawa założył własną mini-armię, bójówki w czarnych koszulach, które były ultraprawicowe co w tamtych czasach oznaczało ultrafaszystowskie. Miał swój niewielki udział w japońskich zbrodniach wojennych w Chinach, zabierał także głos w polityce (opowiadając się za wyrżnięciem wszystkich niejapońskich ludów dalekiej Azji).
W czasie wojny z Chinami wzbogacił się nielegalnym handlem ryżem i spekulacją, również na ryżu. W 1945 został aresztowany przez amerykańskie wojska okupujące Japonię. Po zbadaniu akt przez amerykańskich śledczych, został oskarżony o zbrodnie wojenne klasy A i skazany na śmierć. Jeszcze czekając na wyrok gdy usłyszał o wyrokach wykonywanych na Niemcach po Procesach Norymberskich powiedział "Ich duch nigdy nie zginie". Cały czas był zapalonym faszystą.
Na skutek zawiłości prawnych i chaosu, udało mu się odzyskać wolność (zapewne mocno opłaconą) i wrócić do brudnych interesów. Zaraz po wojnie wmieszał się w politykę. Zasiadł w prawicy w japońskim parlamencie. Bawił się w obstawianie wyników wyścigów (w Japonii od dawna powiązane z mafią) oraz w kolejne spekulacje i nielegalne przemyty. Źródła jego fortuny pozostają i tak w dużej mierze nieznane.
Ok lat 60 pan Sasakawa postawił sobie za cel dostanie Nobla (!!). Zaczął więc bawić się w filantropię. ROzdawał dotacje na lewo i prawo, m.in.: 100 kwitnących drzew wiśniowych dla miasta Nowy Jork, 20mln dolarów na remont katedry Chartres we Francji itp. itd. Założył własną fundację dobroczynną sygnowaną własnym imieniem. Dopchał się tak wysoko, że osobiście spotykał się z Jimmym Carterem i Jaquesem Chiraciem.
Mimo ciągłych przypomnień ze strony CIA, FBI i różnych organizacji pamięci zbrodni wojennych, rząd francuski przez lata udzielał mu niejakiego azylu, oczyszczając go na odwal się ze wszystkich zarzutów. W zamian oczywiście dostawał grubą kasę a to na remont kościoła, a to na park, a to po prostu do czyjejś kieszeni.
Dziś, po śmierci pana Sasakawy (1995) szefowie jego fundacji oburzają się na sam dźwięk słowa "zbrodniarz" i pozywają do sądu każdego kto śmie takie coś sugerować.
Sprawiedliwość...